wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 7

- To gdzie idziemy najpierw? - pyta Ellington, zajadając watę cukrową, którą kupił w małej budce przy wejściu do Wesołego Miasteczka.
- Mamy cały dzień, więc zaliczymy każdą karuzelę i zjeżdżalnie - odpowiada entuzjastycznie Rydel, która jak zauważyłam pilnuje braci i przywraca ich do porządku, kiedy za bardzo się rozbrykają. Na początku myślałam, że Rydel rządzi się w rodzinie, bo jest najstarszym dzieckiem, ale tak nie jest. Wręcz przeciwnie, wszyscy ją kochają i są jej wdzięczni, że w odpowiednich chwilach przywraca klan młodych Lynchów do pionu.
- zapomniałam wam powiedzieć, że zaprosiłam na wspólną zabawę Laurę, powinna tu być lada moment. - dodała Rydel.
- Im nas więcej tym lepiej - stwierdził Ross. Po 5 minutach czekania dołączyła do nas Laura. Szczerze mówiąc, za bardzo za nią nie przepadam. Wydaje mi się arogancka, ale z drugiej strony jest przyjaciółką Lynchów, a to znaczy, że powinnam ją polubić, nawet w niewielkim stopniu.
- Hej! Przepraszam za spóźnienie, ale miałam coś do załatwienia! - krzyknęła Laura i po kolei ze wszystkimi się przywitała, przytulając każdego z nas. Nawet mnie. Może nie jest taka zła za jaką ją wzięłam - pomyślałam.
- Maia, jesteś tu pierwszy raz, więc od ciebie zależy gdzie pójdziemy. - nagle powiedziała Laura z uśmiechem.
- Hmmm... Może na tą wielką kolejkę górską? - spytałam niewinnie, choć właśnie tam chciałam dzisiaj spędzić cały dzień, bo w rzeczywistości nigdy nie jechałam żadną kolejką. W Polsce nigdy nie było czasu na takie głupoty. Tak mówili moi rodzice, więc dostosowałam się do ich zdania.
- Świetny pomysł! - krzyknął Riker i już kupował bilety na przejażdżkę kolejką górską, która byłą ogromna. Wszyscy poszliśmy za Rikerem i usadowiliśmy się w wagonie. Ja usiadłam z przodu obok Rocky'ego, Laura i Ellington za nami, potem Ross i Riker, a Rydel musiała usiąść sama. Nagle zrobiło mi się strasznie głupio z tego powodu.
- Jeśli chcesz to mogę z tobą zjechać za drugim razem - powiedziałam do niej w nadziei, że jej nie uraziłam tymi słowami.
- Jasne, z wielką przyjemnością. - odparła Rydel. Kiedy zjechaliśmy z kolejki gardło bolało mnie od krzyku, wszyscy wysiedliśmy zakręceni, ale szczęśliwi. Po chwili z Rydel pojechałyśmy po raz drugi, ale dołączyła się do nas cała ekipa, tyle, że tym razem Ross siedział sam, ale mu to nie przeszkadzało.
- Było świetnie - powiedziałam, kiedy szliśmy w stronę budki z lodami.
- Dawno nie kręciło mi się tak w głowie - dodał Rocky, na co Riker zareagował śmiechem i powiedział: - Na kolejce kręciło ci się w głowie? Poczekaj, aż pójdziemy na ośmiornicę.
- Na jaką znowu ośmiornicę? - zniecierpliwił się Rocky.
- Chodźcie za mną - powiedział Riker i nie dodał więcej ani słowa.
- Nie idziemy na lody? - spytała Laura, której upał bardzo doskwierał i widocznie chciała się ochłodzić.
- Lody zaczekają, muszę nauczyć Rocky'ego pokory - powiedział Riker śmiertelnie poważnie. Na te słowa wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
- Już się boję - dodał Rocky, kiedy doszliśmy do ośmiornicy. Nie miałam pojęcia jak ona może wyglądać, ale nie bałam się, byłam raczej zaciekawiona.
- To jest moje lekcja? spytał z lekką pogardą Rocky, kiedy ujrzał karuzelę, która obracała się tak wolno, że aż zdziwiłam się, bo na tabliczce pisało, że mogą na niej jeździć osoby, które skończyły 13 lat.
- Na co czekacie? - spytałam i z podniesioną głową poszłam w kierunku kasy, aby zamówić bilety. Było mi trochę głupio, bo za wszystko płacili Lynchowie. Będę musiała oddać im kasę.  Zauważyłam, że Riker patrzy na mnie z podziwem, jakby ta mała karuzela mogłaby doprowadzić do rewolucji żołądkowej. Gdy kupiliśmy bilety i usadowiliśmy się w ośmiornicy, nagle ktoś włączył głośną muzykę, to była piosenka Katy Perry Teenage Dreams i maszyna ruszyła. W życiu nie kręciło mi się bardziej w głowie. To była najszybsza karuzela jaką w życiu jechałam, poprawka, to była pierwsza karuzela na jakiej się bawiłam.
- Przyznaję, że miałeś rację. Tym razem - powiedział Rocky - Muszę usiąść - dodał.
- Jak my wszyscy - powiedziała Laura. Kiedy dotarliśmy do małej kafejki na świeżym powietrzu, Ellington zamówił siedem coli z lodem w wielkich szklankach. Musieliśmy chwilę posiedzieć, aż nasz głowy zdały sobie sprawę, że jesteśmy na ziemi. Kelnerka przyniosła colę i wszyscy rzucili się na swoją porcję. Dopiero gdy ochłonęliśmy zaczęliśmy rozmawiać.
- A nie mówiłem! - w końcu odezwał się Riker, który już ochłonął.
- Wydawało mi się, że ta karuzela jest dla dzieci od 3 lat, a nie od 13. - powiedziałam ze śmiechem.
- Muszę przyznać, że to była niezła   jazda - powiedział Ross.
- Maia, podoba ci się tutaj? - spytał Rocky.
- Tak, świetnie się bawiłam. Nie sądziłam, że wesołe miasteczko to taka radocha. - odpowiedziałam. Laura się zaśmiała.
- To LA, nie jakaś wieś. Musisz przyzwyczaić się do prawdziwego życia. - dodała. Ałć. To mnie troszeczkę zabolało. Wbrew wszystkiemu dobrze wspominam Polskę i moje miejsce zamieszkania. Zatkało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć. Nagle zapadła krępująca cisza, którą przerwał Ellington.
- Ja tam zawsze chciałem zamieszkać na wsi, spokój, świeże powietrze. Żyć nie umierać.
- Zgadzam się z tym - dodała Rydel.
- Mi osobiście bardzo się w Polsce podoba, może kiedyś ją odwiedzicie? - zaproponowałam.
- My byliśmy w Polsce, w Warszawie na koncercie. - Powiedziała Rydel.
- To piękny kraj, ale nie mieliśmy czasu na zwiedzanie. - stwierdził Riker.  Laura siedziała ze skruszoną miną, pokonana.
- Powiedzcie mi jak to jest, że jesteście sławni, ale nikt nie prosi was o autografy? - spytałam.
- Jesteśmy tu bardzo często, więc każdy kto tu w tej chwili jest rozmawiał z nami, ma nasze autografy i wspólne zdjęcie - powiedział Ross.
- Poza tym zrobiliśmy sobie wolne od koncertów i przez najbliższy rok nie planujemy nigdzie wyjeżdżać - dodał Riker.
- To wspaniała sprawa. Być sławnym i spełniać swoje marzenia. - stwierdziłam i pociągnęłam łyk coli, która była już gorąca pod wpływem upału.
- Masz ogromny talent, Maia - zaczął Rocky - jeśli będziesz chciała i się przyłożysz uda ci się wszystko osiągnąć. A my ci w tym pomożemy.
Wzruszyłam się. To wspaniałe, że jestem traktowana w rodzinie Lynchów jak rodzina. Nagle przypomniała mi się wczorajsza rozmowa z Rossem, spojrzałam na niego, a on mrugnął do mnie, jakby myślał  tym samym. Po 4 godzinach szaleństw wróciliśmy do domu autobusem. Pani Stormie przygotowała nam kolację, po czym poszłam przebrać się w piżamę. Kiedy wracałam z łazienki spotkałam Rydel.
- Masz ochotę na babski wypad jutro z samego rana? - spytała.
- Pewnie! - odparłam z entuzjazmem, ale coś mi się przypominało.
- Nie, jednak nie mogę... - dodałam z żalem w głosie.
- Czemu? Będzie fajnie. Czekaj. Widzę, że coś cię gryzie. Co jest? - spytała Rydel. Z ociągnięciem odpowiedziałam.
- Nie mam zbyt dużo pieniędzy i jest mi głupio, że na was żeruję.
- Przestań! Jeśli mam być szczera, to mamy dość kasy, żeby utrzymać tysiąc osób, więc nie marudź. Byłaś kiedyś w centrum handlowym w LA?
- Nie, na pewno ceny są kosmiczne - powiedziałam.
- Przecież nawet dla siebie nie kupuję markowych ciuchów. Nasz zespół ma sponsora, który jest wytwórcą świetnych ubrań. Dostajemy je za darmo, żeby reklamować jego sklep. Nic nie będziemy musiały płacić! - dodała Rydel.
- Już dobrze, ale kiedy moje dokumenty się znajdą i dostanę się na staż, wtedy oddam wam wszystko, co do grosza. - powiedziałam z zawziętą miną.
- Okay, ale wiesz, że my nie przyjmiemy od ciebie pieniędzy? Rodziny się nie wylicza. - Odpowiedziała Rydel i bez słowa ruszyła do toalety.

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 6

- Nie, nie chcę! - powiedziałam, gdy Ross uparcie próbował mnie przekonać, że może mnie nauczyć tańczyć. Siedzieliśmy w salonie, rozwaleni na kanapie z paczką chipsów na kolanach, kiedy Rossowi nagle wpadł ten spontaniczny i beznadziejny pomysł. W domu byliśmy tylko my, ponieważ Rocky, Riker i Stormie pojechali, żeby zrobić wielkie co miesięczne zakupy w supermarkecie, Rydel pojechała do Laury, żeby pomóc jej napisać piosenkę, Ellington pojechał do swojej babci, która zaprosiła go na śniadanie, a Pan Mark był na zmianie w szpitalu. Teraz Ross stał przede mną i próbował zwalić z kanapy, rzucając we mnie poduszkami.
- Dlaczego? Zobaczysz, to będzie super zabawa! - ciągnął Ross, uparcie stojąc przy swoim.
- Ross, ale ja nie umiem tańczyć. - odparłam z zażenowaniem w głosie. Lynchowie są utalentowani, a  ja jestem zwykłą przeciętną dziewczyną.
- I dlatego chcę cię nauczyć. No co ci szkodzi? Nie poddawaj się na starcie. - tymi słowami Ross dał mi wiele do myślenia. Podniosłam ręce do góry w geście kapitulacji i powiedziałam:
- Już dobrze, dobrze. Tylko przestań we mnie rzucać tymi poduszkami. - Ross zaśmiał się, kiedy usłyszał te słowa, ale po chwili spoważniał.
- Przepraszam, nie chcę cię do niczego zmuszać.
- Przestań marudzić i naucz mnie tańczyć, tylko nie oślepnij, gdy zobaczysz jak tańczę.
- Na pewno nie będzie tak źle. Już moja w tym głowa. - Nagle entuzjazm znów wrócił do głosu Rossa. Oboje wstaliśmy. Przesunęliśmy stół pod ścianę, aby zrobić więcej miejsca. Już mieliśmy zaczynać, ale coś mi się przypomniało.
- Poczekaj chwilę, muszę związać włosy, dziś są wyjątkowo niesforne. - mówiąc to już biegłam w stronę schodów na piętro.
- Tylko nie uciekaj. I tak cię dorwę. Prędzej czy później! - krzyknął, a ja  w odpowiedzi głośno się zaśmiałam.
                             *************************************************

- Teraz podnieś rękę w zgięciu łokcia i obróć się na trzy. - Powiedział do mnie Ross, zademonstrował ten ruch i spojrzał na mnie, czekając, aż pokażę czego nie potrafię.
- No dalej, śmiało. Nie od razu Kraków zbudowano. - dodał, gdy zobaczył moje wahanie.
- Nie wiedziałam, że znasz to powiedzenie.  - byłam w szoku, że je zapamiętał. Choć powiedział je po angielsku, to bardzo ucieszyłam się z tego, że ktoś mnie słucha.
- Pamiętasz, jak pokazywałaś mi i Rydel zdjęcia z Polski?Na jednym z nich był wyjątkowo urzekający widok, więc spytałem się czy to zdjęcie też zrobiłaś w Polsce. I wtedy opowiedziałaś mi, że zrobiłaś je w Krakowie i przytoczyłaś do rozmowy to powiedzenie.  - powiedział Ross.
- Cieszę się, że mnie wtedy słuchałeś, dziwiłam się, że ktoś chce słuchać opowieści o Polsce. - odparłam z uśmiechem na ustach. Nagle bez namyślenia się wykonałam krok, który zademonstrował mi Ross. Skutek był z tego taki, że wpadłam z impetem na Rossa i przewróciliśmy się na podłogę, tarzając się ze śmiechu.
- Świetnie ci poszło - wysapał Ross, nie mogąc złapać oddechu przez śmiech.
- Widzisz, a nie mówiłam? Nie umiem tańczyć. - powiedziałam i nagle złapałam ogromnego doła,. Jestem beztalenciem. Ross zauważył, że coś mnie męczy i też przestał się śmiać. Oboje leżeliśmy na sobie, zupełnie się nie krępując, jak przyjaciele, ale  teraz poczułam się odrobinę niezręcznie. Wstałam z podłogi i Rossa. On poszedł moim śladem. Usiadłam na kanapie i wpatrywałam się  w swoje dłonie. Ross usiadł obok mnie. i spytał.
- Co się stało? To był twój pierwszy, trudniejszy, krok. Za drugim razem pójdzie ci lepiej.
- Nie będzie drugiego razu - powiedziałam tylko. Ross patrzył na mnie ze skupieniem w oczach.
- Coś cię gryzie. Powiedz o co chodzi, proszę. Nie znoszę, kiedy ktoś jest smutny.
- To nie twoja wina. Ani nikogo innego. Tylko moja. Nic nie potrafię robić dobrze. Wszystko się wali. Jakimś cudem dostałam się na staż dziennikarski, na który i tak nie mogę uczęszczać. Nie umiem tańczyć, nic nie umiem dobrze zrobić.
- Maia, nawet tak nie myśl. Jesteś bardzo utalentowana. Na ten staż nie dostałaś się cudem, tylko dlatego, że masz ogromny talent i predyspozycje. Muzyka to twoje życie. Piszesz piosenki. Gdy siedzisz w swoim pokoju i tworzysz jakąś kompozycję wszyscy siedzimy w ciszy, żeby móc posłuchać twojego niesamowitego głosu. Mówię ci, sprawisz, że świat o tobie usłyszy. - powiedział Ross. Niestety nie pocieszył mnie zbytnio tymi słowami.
- Świat usłyszy o tym jakie beztalencie przyszło na ten świat. Nie wiesz jak to jest gdy wszyscy czegoś od ciebie oczekują, a ty nie umiesz dać ludziom tego czego chcą.
- Maia, niczego nie musisz udowadniać innym, już jesteś wyjątkowa, od zawsze byłaś. Dlaczego tylko ty nie widzisz jaką wspaniałą osobą jesteś? A jesteś wspaniała. Nawet nie próbuj zaprzeczyć. Mam dla ciebie radę. Nigdy nie stawiaj sobie poprzeczek. Nie stawiając jej wcale będziesz kim tylko zechcesz. To zależy wyłącznie od ciebie. Pamiętaj też, że masz wokół siebie wspaniałych ludzi, którzy zawsze będą cię wspierać, niezależnie od tego co postanowisz. Nie bój się podjąć ryzyka. Jeśli coś ci nie wyjdzie razem zmierzymy się z konsekwencjami wyboru. - Spojrzałam na Rossa. W jego oczach zobaczyłam płomień, który płonął coraz mocniej. Nie mogę go zawieść. Nie mogę zawieść Rocky'ego, Rydel, Elllingtona, Rikera, Rossa Stormie i pana Marka. Nie po tym co dla mnie zrobili. Rzuciłam się na szyję Rossa i mocno go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk.
- Dziękuję, że to powiedziałeś. Dziękuję, że jesteś. Ty i wszyscy, To dla mnie najważniejsze. - Zanim Ross zdążył odpowiedzieć do domu wpadli Riker, Rocky i Stormie z zakupami. Chłopaki krzyknęli:
- Jedziemy do wesołego miasteczka!! - odsunęliśmy się  z Rossem od siebie. Niestety nowo przybyli to zauważyli.
- Ulalala, zakochana para  - zaczął podśpiewywać Riker.
- Czy my o czymś nie wiemy - spytał Rocky z udawanym oburzeniem.
- To po prostu przyjacielski uścisk. - powiedział Ross i wstał, aby pomóc Stormie wnieść zakupy do domu. Poszłam jego śladem.
- Chodzi o to, że Ross chciał mnie nauczyć tańczyć i kiedy zobaczył, że tańczę jak ślepa kaczka strasznie się wystraszył i musiałam go uspokoić. - powiedziałam, niosąc zakupy do kuchni. Wszysc zaczęliśmy się śmiać.
- To wiele wyjaśnia - dodał Rocky.

środa, 12 marca 2014

Rozdział 5

- Niespodzianka!!! - krzyknęła rodzina Lynchów i jakaś obca dziewczyna, której nigdy nie widziałam, kiedy razem z Rydel wróciłyśmy po dość długiej podróży, która nie przyniosła takiego skutku jakiego oczekiwałam. Riker musiał zauważyć moje zdezorientowanie, bo podszedł do mnie, złapał za rękę i poprowadził  z korytarza do salonu.
- Wszystkiego najlepszego z okazji 20 urodzin! - powiedział, a pozostali domownicy zaczęli składać mi życzenia. To takie miłe  - pomyślałam - w Polsce jeszcze nikt nie sprawił mi takiej radości.
- Skąd wiedzieliście, że to dzisiaj? - zapytałam z zaciekawieniem.
- Pamiętasz jak pisałaś kilka dni temu piosenkę? - zaczął Riker - Zostawiłaś swój notes w kuchni, otwarty na pierwszej stronie, były tam napisane twoje dane osobowe i zauważyłem, że twoje urodziny wypadają akurat dziś. Pomyślałem, że trzeba to jakoś uczcić.
- Mam nadzieję, że nie gniewasz się za to, że zajrzeliśmy do notesu. Chcieliśmy, żebyś poczuła się jak w domu - powiedział Rocky jednocześnie podając mi małe pudełeczko. Byłam trochę zszokowana tym, że pamiętali o prezencie, wzięłam go jednak i niepewnie trzymałam w dłoniach.
- Nie mogę tego przyjąć - powiedziałam z lekkim zażenowaniem - Tyle dla mnie robicie, a tu jeszcze prezent urodzinowy.
- Kupiliśmy go specjalnie dla ciebie. Nie marudź i otwórz. Jeśli ci się nie spodoba będziesz mogła go nam zwrócić, ale najpierw otwórz paczkę. - dodała pani Stormie. Wszyscy patrzyli na mnie z motywującymi uśmiechami. Nie mogę sprawić im przykrości - zdałam sobie sprawę, więc powoli zaczęłam rozdzierać papier ozdobny. Moim oczom ukazała się limitowana płyta zespołu Aerosmitch z autografami członków zespołu. Zaniemówiłam ze szczęścia i wrażenia.
- Taki skarb... Nie wiem co powiedzieć. - wyjąkałam. Pan Mark się zaśmiał.
- Elli próbował nam wmówić, że skarpety byłyby najlepszym prezentem dla ciebie i już prawie nas do tego przekonał, ale Rocky uparł się, żeby to było coś wyjątkowego, niepowtarzalnego, więc wyszło na jego. - powiedział Pan Mark. Nie zastanawiając się, rzuciłam się na Rocky'ego i mocno go przytuliłam. Rocky przez chwilę był w szoku, ale po sekundzie otrząsnął się i objął mnie mocno.
- Dziękuję - wyszeptałam tylko ze łzami w oczach. Rocky delikatnie odsunął mnie od siebie, gdy zauważył, że jestem bliska płaczu, poklepał mnie lekko po ramieniu, dodając otuchy i powiedział:
- Maia, dla ciebie zrobiłbym wszystko. - Zaniemówiłam. Dopiero po chwili zrozumiałam co Rocky do mnie powiedział. Nie zdążyłam się nad tym zastanowić, bo Ross z ożywieniem w głosie zaczął:
- Maia, jeszcze nie zdążyłaś poznać Laury - mówiąc to Ross delikatnym gestem wskazał ręką jakąś dziewczynę, widocznie Laurę.
- To jest Laura Marano, przyjaciółka rodziny. Laura to jest Maia, również jest naszą przyjaciółką. Poznaliśmy się kilka dni temu. Podałam Laurze rękę, ale ona przytuliła mnie po przyjacielsku.
- Cześć, miło mi cię poznać- powiedziałam.
- Mi ciebie również - dodała Laura.
- A więc czas zacząć się bawić - wykrzyknęła Rydel i włączyła wieżę stereo, z której właśnie wydobywała się piosenka Katy Perry.
- Chodźcie do kuchni, przygotowałam poczęstunek powiedziała Stormie i ruszyła w tamtą stronę. Wszyscy poszli w jej ślady. Gdy weszłam do kuchni zobaczyłam wielki tort, który stał po środku stołu. Pan Mark właśnie wyjmował pieczeń z piekarnika.
- To co? Siadamy! - zarządził Riker. Kiedy pozajmowaliśmy  krzesła, zaczęła się prawdziwa uczta. Wszyscy byliśmy bardzo głodni i dopiero gdy się najedliśmy zaczęliśmy rozmawiać.
- Ja tam nadal uważam, że skarpety były bardziej trafnym prezentem niż jakaś tam płyta, prawda Maia? - powiedział Ellington z wyczekującą miną.
- Prawda. Mogliście posłuchać Elli'ego. Od zawsze marzyłam, żeby na urodziny dostać parę skarpet.-zaczęłam z udawaną pretensją w głosie.
- Widzicie? - powiedział Ellington z triumfem wypisanym na twarzy. Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Mogłabym wam coś ogłosić - nagle odezwała się Laura. - Nie wiedziałam, że będzie tutaj jakaś impreza i przyszłam tu z myślą, żeby wam oznajmić coś ważnego.
- Może mam wyjść?- zaczęłam - znamy się od godziny, więc nie ma problemu.
- Nie , nie trzeba. - zapewniła Laura.
- A więc o co chodzi? - spytał Ellington. Na twarzach wszystkich przy stole malował się lekki niepokój.
- Dostałam propozycję nagrania swojej debiutanckiej płyty! - Laura wręcz to wykrzyczała. Wszyscy zaczęli jej gratulować, pytać się o szczegóły. No tak, Gwiazdy spotykają się z gwiazdami - pomyślałam z wyrzutem. Miałam dość tej rozmowy o płycie, trasach. Postanowiłam iść do swojego tymczasowego pokoju.
- Przepraszam, ale jeśli nie macie nic przeciwko, pójdę do siebie, to był ciężki dzień. - mówiąc to wstałam od stołu. Miałam tylko nadzieję że mój głos nie brzmiał opryskliwie.
- Dobrze kochanie - powiedziała Pani Stormie i wróciła do rozmowy z Laurą i pozostałą resztą. Postanowiłam wziąć prysznic i się położyć. Po wykonaniu toalety wieczornej poszłam do siebie, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam rozmyślać, gdy nagle rozproszył mnie dźwięk pukania.
- Proszę - krzyknęłam i usiadłam, opierając się o barierkę łóżka. Myślałam, że przyszła odwiedzić mnie Rydel, jednak przeżyłam szok. W drzwiach stał nie kto inny jak Rocky.
- Mogę wejść? - zapytał uprzejmie.
- Jasne - powiedziałam i przesunęłam się, aby zrobić miejsce Rocky'emu. Powolnym krokiem wszedł do pokoju, usiadł na brzegu łóżka i zaczął:
- Zauważyłem, że zmęczyła cię ta rozmowa o sławie.
- Więc po co tu przyszedłeś? - spytałam zaczepnie. Po chwili wahania odpowiedział:
- To w końcu twój dzień, nie powinnaś siedzieć sama. Pomyślałem, że jeśli będziesz chciała to dotrzymam ci przez chwilę towarzystwa. - Rocky patrzył na mnie swoimi wielkimi oczami, w których było widać złote plamki.
- Z przyjemnością z tobą posiedzę. - odparłam uprzejmie.
- Opowiedz mi o sobie. - poprosił Rocky. Byłam trochę zdezorientowana tym pytaniem, przecież nie znamy się długo.
- Zależy co chciałbyś wiedzieć - odpowiedziałam wymijająco.
- Hmm... W jaki sposób tworzysz muzykę? O czym wtedy myślisz?
- Właśnie to podoba mi się w muzyce. Wtedy o niczym nie myślę. Mogę się odstresować, skupić tylko na tym co kocham. To tak jakbyś w letni poranek leżał w cieniu jabłoni na świeżej trawie i wsłuchiwał się w śpiew ptaków. - powiedziałam z rozmarzeniem w głosie i nagle zrobiłam się straszne zmęczona. Zaczęłam ziewać. Rocky to zauważył, bo powiedział:
- Musisz się wyspać, jesteś przemęczona. - mówiąc to podszedł do okna i je zasłonił - Zdrowie jest najważniejsze.
- Naprawdę nie trzeba, możesz zostać, proszę... - w moim głosie brzmiała desperacja, jakbym nie chciała, żeby odchodził, choć byłam pół przytomna ze zmęczenia.
- Jutro też jest dzień. - powiedział Rocky i delikatnym ruchem przykrył mnie pościelą, która pachniała jak wiosna, robiąc to przez przypadek musnął swoją dłonią moją dłoń. Przeszedł mnie lekki dreszcz. Pewnie ze zmęczenia.
- Dobranoc - powiedział Rocky, po czym zgasił światło i wyszedł po cichu.
- Dobranoc - odpowiedziałam szeptem, i już spałam...
-